niedziela, 18 grudnia 2011

Tinker, Tailor, Soldier, Spy (1979)



Nie udało mi się znaleźć żadnego oficjalnego zwiastuna omawianego tu serialu -- nic w tym zresztą dziwnego, skoro rzecz jest starsza ode mnie -- ale powyższy jest na tyle dobry, że złamię swoją własną regułę, żeby nie umieszczać tu zwiastunów fanowskich. Nawiązuje on oczywiście bardzo wyraźnie do filmu granego obecnie w naszych kinach pod boleśnie banalnym polskim tytułem "Szpieg", najnowszej adaptacji powieści Johna le Carré, która, ku mojemu wielkiemu zdegustowaniu, została ostatnio wznowiona pod tym właśnie zmienionym tytułem. Serial, o którym chciałam dzisiaj napisać, pochodzi z czasów zanim ten szkodliwy trend do uśredniania, upraszczania i banalizowania wkradł się na nasz rynek i w związku z tym nosi on polski tytuł wierniejszy oryginałowi i taki, pod jakim książka pierwotnie się u nas ukazała: "Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg".

Po serial sięgnęłam, jak łatwo się domyślić, po obejrzeniu nowego filmu, z chęci porównania obydwu adaptacji. I od razu może powiem, że porównanie wypada, moim skromnym zdaniem, na korzyść filmu. Może to wina tego, że film zobaczyłam najpierw, a może wychodzi tu na jaw moje skrzywienie estetyczne: te wymuskane i dopracowane ujęcia, tworzące unikalną, chwytającą widza atmosferę podbiły po prostu moje serce bardziej niż wyblakłe już ze starości kolory serialu i odpychające twarze większości aktorów (tak, płytka jestem, wiem...). Z drugiej strony, ponieważ serial ma do dyspozycji prawie pięć godzin zamiast dwóch, może sobie pozwolić na rozwinięcie wątków i dopowiedzenie historii bohaterów. Wielu z tych bohaterów i relacji między nimi odbiera się zresztą, mam wrażenie, nieco inaczej niż w filmie, choć ponieważ nie czytałam książki, nie jestem w stanie powiedzieć, czy bliżej niej czy dalej. Jednak o ile się orientuję, pod wieloma względami to serial jest wierniejszą adaptacją -- wciąż się zastanawiam na przykład, jakie powody kierowały twórcami wersji kinowej, kiedy zamienili Brno na Budapeszt i Lizbonę na Stambuł (dogodne warunki filmowania? Markowi Strongowi łatwiej było się nauczyć paru zdań po węgiersku niż po czesku?) oraz zrobili z Petera Guillama homoseksualistę...

Przy okazji oglądania obydwu wersji naszła mnie refleksja, że wzornictwo lat 60. i 70. było straszne niezależnie, po której stronie żelaznej kurtyny. A także -- to chyba skrzywienie po oglądaniu "Spooks" -- zdziwienie, jak oni sobie w ogóle radzili z tym szpiegowaniem bez nowoczesnej techniki i elektroniki??

Podsumowując, serial ten polecam, jeżeli ktoś po obejrzeniu filmu czuje niedosyt i oczekiwałby pełniejszego rozwinięcia wątków (czy też może wyjaśnienia niejasności scenariusza, bo ponoć niektórym śledzenie jego zawiłości sprawia problemy), albo chciałby czegoś bliższego literackiemu oryginałowi. Albo fanom Aleca Guinnessa.

Znajomi:
No właśnie, Alec Guinness. Jak dla mnie największy atut starszej adaptacji i jedyny element, w którym z powodzeniem może rywalizować z nową. Z innych znajomych jest tu Patrick Stewart w małej, ale bardzo znaczącej roli. Poza tym, jak właśnie z szokiem odkryłam zagłębiając się w otchłanie IMDb, niejaki Hywel Bennett, tutaj odgrywający szpiega-playboya Ricky'ego Tarra, zagrał później pana Croupa w "Neverwhere". Oj, nieładnie się pan Hywel zestarzał...

Czytaczom z Poznania polecam też nasłuchiwać, jakim tonem wspomina się o ich rodzinnym mieście w odcinku trzecim:) A ja tymczasem idę poszukiwać kontynuacji, "Ludzi Smileya", w której pojawia się też (choć chyba tylko na chwilę) Alan Rickman.

"Tinker, Tailor, Soldier, Spy" na:
IMDb
Wikipedii
Filmwebie

Na koniec chciałam też dodać, że na dźwięk kryptonimu jednego z bohaterów -- Control -- moje skojarzenia pobiegły od razu w kierunku serii skeczów panów Fry'a i Laurie'ego. Gdyby u le Carrégo zastosowano podobne metody śledcze, o ile ułatwiłoby to wszystkim życie...!

Brak komentarzy: