środa, 26 października 2011

Downton Abbey (2010- )



Kiedyś, nie tak dawno temu, gdy leżałam zmorzona chorobą w łóżku sztokholmskiego hotelu i skakałam po telewizyjnych kanałach, niespecjalnie będąc w stanie oddać się bardziej wyrafinowanym czynnościom, natrafiłam na fragment jakiegoś nieznanego mi serialu. Niezmiernie mnie zirytowało to, że chociaż było to coś ewidentnie brytyjskiego i z udziałem znanych mi aktorów, nie miałam pojęcia, co to takiego! I tak żyłabym w tej irytacji i nieświadomości, gdyby nie Czytaczka Patysio, która parę miesięcy potem podzieliła się swoim entuzjazmem na temat tego serialu na Facebooku. Wtedy dowiedziałam się, że fragment, który mnie zaintrygował tamtego ponurego marcowego dnia w Sztokholmie*, pochodził z "Downton Abbey".

Serial ten zaczyna się w dzień po katastrofie Titanica i opowiada o arystokratycznej rodzinie Crawleyów, która charakteryzuje się posiadaniem: hrabiowskiego tytułu, domu wielkości małego państwa, podtrzymującego etos angielskiego arystokraty ojca, mówiącej z dziwnym akcentem amerykańskiej matki, dwóch wrednych i jednej politycznie zaangażowanej córki, kapitalnej babki o silnym charakterze i ciętym języku, armii służby oraz ogromnego problemu w postaci braku dziedzica, w związku z męskim szowinizmem angielskiego prawa i ze śmiercią dwóch dotychczasowych dziedziców w wyniku pierdyknięcia w górę lodową. Co staje się problemem jeszcze większym, gdy nowym dziedzicem okazuje się daleki kuzyn, prawnik (zgroza!), syn lekarza (potworność!). Reszta pierwszego sezonu opowiadać będzie o tym, jak wszyscy zainteresowani poradzą sobie z tą nową sytuacją, a także o różnych szaradach i przepychankach między członkami rodziny i wśród obsługującej ich służby.

"Downton Abbey" to serial świetnie napisany i zrealizowany. Z napięciem śledzi się perypetie rodziny Crawleyów i ogląda te wszystkie arystokratyczne, sztywne zwyczaje i etykietę, w której przestrzeganiu, co ciekawe, często najbardziej pilni są nie arystokraci, ale ich służba. Nie znaczy to jednak, że nie ma tu niedociągnięć. Postaci mają tendencję do wypowiadania się w formie przemówień czy błyskotliwych onelinerów -- które dobrze brzmią jedynie w ustach Maggie Smith -- a ich charaktery bywają zbyt czarno-białe. No bo z jednej strony mamy kryształowych lorda Roberta** czy Johna Batesa, a z drugiej -- takiego na przykład Thomasa, z którego już samej fizys wyziera, że mamy go nie lubić (nie, żeby był szpetny, ale z tą charakteryzacją równie dobrze mogli mu od razu dać na nazwisko Cullen... Chociaż, z drugiej strony, Królewna Śnieżka pasowałoby równie dobrze). Aczkolwiek przyznać trzeba, że w sezonie drugim pojawiają się rysy na tym jego idealnie paskudnym wizerunku -- no cóż, nie od dziś wiadomo, że wojna zmienia.

W każdym razie, mimo tych niedociągnięć, serial z pewnością wart obejrzenia. Chociażby dla samej Maggie Smith.

* Tak naprawdę nie pamiętam, czy to był ponury dzień. Mógł nie być, w końcu był to czas wiosennych roztopów, pękały kry na Strömmen, a sztokholmczycy wylegali na ulice i nabrzeża, ciesząc się z nadejścia wiosny. Ale dla mnie był ponury, bo chorowałam i cierpiałam!

** No, do czasu...

Znajomi:
Których tu jest mnóstwo. Maggie Smith już wymieniłam -- przypuszczam, że grając tu musi się świetnie bawić, a niekoniecznie bardzo wysilać, zważywszy na to, ile razy grała już tego typu role. Jako jej syn występuje Hugh Bonneville, obecnie chyba specjalista od ról statecznych mężów i ojców (na przykład w "Lost in Austen", gdzie również borykał się z problemem kilku córek na wydaniu i braku dziedzica), choć zdarza mu się też zagrać, na ten przykład, kapitana piratów ("Doktor" -- "The Curse of the Black Spot"); a gdy jeszcze był w wieku na granie niestatecznych mężów, można go było zobaczyć na przykład w "Cadfaelu" (1x02). Wśród bliższej i dalszej rodziny mamy też Michelle Dockery (z "Hogfathera" i "Return to Cranford"), błękitnookiego Dana Stevensa (który grał w telewizyjnej "Rozważnej i romantycznej") czy Penelope Wilton (czyli Harriet Jones z "Doktora" czy ciotka głównej bohaterki z "Dumy i uprzedzenia" 2005, między innymi). Pokaźne szeregi służby w Dawnton zasilają natomiast na przykład Jim Carter, czyli kapitan Brown z "Cranford" czy Joanne Froggatt, czyli Kate z "Robin Hooda", która tam wkurzała chyba wszystkich, a tu jakoś -- mnie przynajmniej -- nie. No i nieszczęsny Brendan Coyle... Nieszczęsny, bo w jego przypadku jest wprost przeciwnie: w "North & South" grał bardzo fajną postać, z jajami i błyskiem w oku, a tutaj -- memłę o charakterze tak nieskazitelnym i szlachetnym, że człowiek zaczyna kibicować knowaniom diabolicznego teamu Thomasa & O'Brien, a od czasu do czasu wręcz sam ma ochotę wykopać mu z ręki laskę! Być może ta ocena świadczy o moim wrednym charakterze, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że nie jestem w niej odosobniona, czego dowód stanowi dyskusja, która rozwinęła się tu.

W drugim sezonie do towarzystwa dołącza też na przykład pewna paskudna postać z dziewiątego sezonu "Spooks" -- paskudna, bo gdyby nie on, być może Ryszard [spoiler]nie skoczyłby z wieżowca[/spoiler] i oglądalibyśmy go dalej w dziesiątym sezonie -- który, nawiasem mówiąc, właśnie się skończył, wraz z całym serialem -- zamiast musieć się pocieszać zawieszając oko na Maksie Brownie... Tu też ma paskudny charakter.

No i nie sposób nie wspomnieć o sprawcy tego całego zamieszania, twórcy i scenarzyście serialu, Julianie Fellowesie, który sam jest arystokratą, a poza tym pisarzem, aktorem, scenarzystą i członkiem parlamentu oraz laureatem Oscara za scenariusz do "Gosford Park" (najwyraźniej ciągnie go w takie klimaty).

Jeżeli zaś mówić nie tylko o znajomych twarzach, ale i miejscach, dodać można, że dwór, w którym się dzieje większość akcji to Highclere Castle (który od XVII wieku jest własnością rodziny hrabiów Carnarvon -- tak, tak, drodzy Czytacze, to nie jest tylko plan zdjęciowy/muzeum, to nadal jest czyjeś mieszkanie! Sam budynek otrzymał obecny kształt w XIX wieku, ale historia posiadłości sięga wieku VIII), który zagrał na przykład w "Jeevesie i Woosterze" (4x05) czy w "Dumie i uprzedzeniu" z 2005.

"Downton Abbey" na:
IMDb
Wikipedii
Filmwebie

Oficjalna strona, na której jednak niestety nie da się nic obejrzeć, jeżeli nie znajduje się na terenie Wielkiej Brytanii:/

Plus -- świetna parodia, po której jednak, muszę ostrzec, ciężko jest oglądać "Downton Abbey" (szczególnie nieustanną wymianę spojrzeń między postaciami albo fryzurę O'Brien) całkowicie na poważnie -- część pierwsza i druga

A na zakończenie jeszcze -- jeśliby ktoś się zastanawiał nad zawiłościami prawnymi, wokół których obraca się akcja pierwszego sezonu, może poczytać ich wyjaśnienie tu. Chociaż dla mnie to i tak nadal wygląda na jeden wielki plot device...

Brak komentarzy: